Saturinina Malmowa – mateczka z Majdanka

Zazdroszczę skrawkom papieru… – fragment audycji Mari Brzezińskiej
materiały dzięki uprzejmości Państwowego Muzeum na Majdanku ©

Saturnina Malm była inicjatorką akcji pomocy dla Polaków osadzonych w obozie koncentracyjnym na Majdanku. W styczniu 1942 r. udało się jej nawiązać kontakt z więźniami KL Lublin i zrobić rozeznanie dotyczące możliwości wymiany informacji, a następnie materialnego wsparcia osadzonych. W późniejszym okresie działalność Saturniny Malm, dzięki współpracy z Antoniną Grygową, Elżbietą Krzyżewską czy dr. Tadeuszem Lipeckim, a od 1943 r. z Polskim Czerwonym Krzyżem nabrała rozmachu i objęła znaczącą liczbę osób uwięzionych na Majdanku. Troskliwa opieka, którą Saturnina Malm roztoczyła nad uwięzionymi kobietami i mężczyznami, pozwoliła im godnie przetrwać najtrudniejszy okres w ich życiu i uratować niejedno ludzkie życie.

„W lipcu czy w sierpniu [1943] dokładnej daty nie pamiętam, otrzymałam gryps od dr J. Klonowskiego, żeby powiadomić żony: prof. Michałowicza i dr Pawłowskiego o prawdopodobnej wizycie ich mężów w PCK celem uzgodnienia spisu leków i innych spraw związanych ze szpitalem w obozie. Data wizyty podana była w przybliżeniu. Ostateczny termin miał być podany dzień przed wizytą. Nie wiem dlaczego, ale nie wierzyłam w to spotkanie. Mimo to czułam się w obowiązku napisać do obu pań. Przyznam się, że ręka drżała mi przy pisaniu, bo zdawałam sobie sprawę, ile radości i nadziei sprawi mój list, a potem jeżeli wizyta się nie uda, jaki ból i rozczarowanie. […] Obie panie przyjechały do mnie wcześniej i z niecierpliwością czekałyśmy na wiadomość […] nadeszła wiadomość, że to już jutro, napięcie nerwowe doszło do szczytu granic. Panie nocowały u mnie, więc prawie całą noc był temat: jak to będzie? Czy będzie można swobodnie mówić? Czy przywitać? Z samego rana był dyżur przy PCK. […] Nareszcie idą. Pani Pawłowska blada jak trup, wpatrzona jakby niewidzącymi oczyma w tego, którego zabrano jej 4 lata temu, musi panować nad sobą, by nie doskoczyć z powitaniem, gdyż nie wiemy, jak zareaguje Niemiec, który ich prowadził. Ja nie znałam nikogo z tych, co przyszli, więc moja reakcja to radość, że choć na kilka godzin wyszli zza drutów, że odetchną inną atmosferą, innym powietrzem, powietrzem wolności, powietrzem bez gazu i dymu. [..] Z wizytą przyszedł też dr J. Klonowski i J. Bargielski, a przyprowadził ich Willi Reinartz. Weszli do PCK załatwiać formalności, a my w napięciu czekamy, jak będzie i co będzie. Nareszcie podchodzi do nas p. Jurek z PCK i mówi, że Niemiec się zgodził, by zjedli u nas obiad, bo po powrocie do obozu będzie już po obiedzie. W jednym z pokoi szybko postawiono prowizoryczny stół i ławki. Dr Lipecki zawiadomił pp. Chromińskich, którzy już wcześniej zgodzili się na przygotowanie obiadu, a my ppa Krzyżewska, Pawłowska i ja zaczęłyśmy znosić jedzenie z ul Ogrodowej.”